Hektary – kraina, którą konsekwentnie odkrywałam na stronach książki Wioletty Grzegorzewskiej przypomina wieś rodzinną mojej mamy. Dawno nie czytałam tak niezwykle i obrazowo opisanej przyrody, ludzkiej doli i niedoli. Ta niewielka książka ma coś magicznego w sobie. Dorastanie, rozdroża, imponująca samodzielność narratorki i zarazem głównej bohaterki przypominają o własnej bujnej przeszłości, o emocjach, które towarzyszyły mi za każdym razem, kiedy wyjeżdżałam do dziadków. Przestrzeń, dziesiąty stopień zasilania, kominy, etos, w jakim żyli ludzie. Ojciec bohaterki preparował zwierzęta, ptaki – wtedy zapachy były wyjątkowo sugestywne, a opis czynności skrupulatny. Wiolka dla odmiany kolekcjonowała opakowania po zapałkach, szczególnie cenne egzemplarze zdobywała w najrozmaitszych sytuacjach, które wpędzały ją w kłopoty. Uświadomiłam sobie, że dylematy młodej dziewczyny towarzyszyły i mnie. Oczywiście to wciąż kwestia odbioru, poręczne dostosowanie do peerelowskiej rzeczywistości. Mnóstwo rozwinięć, optymistyczne lub tragiczne zakończenia. Chronologiczny porządek rozdziałów powoduje, że mamy możliwość obserwować rozwój myśli dziecka i nastolatki. Bunt i spór w nieuporządkowanych głowach dorastających towarzyszy Wiolki. Wapienne kamienie, legendy, zioła, zjawiska, wydarzenia opisane w subtelny sposób. Zrozumienie otaczającego świata, stawanie się nim każdego dnia. Umiejętność balansowania, pewien rodzaj elastyczności i radzenia sobie w każdej sytuacji. Podejście dziewczyny do spraw nieuniknionych, impulsy, spontaniczność, opisane z humorem pierwsze dotknięcia, stawanie się kobietą. Całość opisana językiem metaforycznym i na swój sposób bogatym. Jak zmienia się otoczenie, głupia ciekawość, pragnienie penetrowania tego, co nieznane. Wiolka jest sympatyczną dziewczyną, która potrafi się wspinać, kochać, tęsknić, czasami wydaje się szalona, a wszystko wynika z nakazu rozumu i jest silniejsze od perswazji otoczenia. Dorastanie w latach osiemdziesiątych nie było przyjemne, ale dystans, z jakim dziewczyna podchodziła do kolejnych etapów, napawa czytelnika poczuciem mocy, odwagi i szybkich decyzji. Jest w Wiolce duma i radość, jest magnetyzm, dlatego czyta się tę książkę jednym tchem. Guguły, niedojrzałe owoce. Tło opisywanych wzruszeń i uniesień, najskrytszych przeżyć. Uśpiony czas kolorów, pejzaży i trudnych do nazwania ludzkich katastrof, niedopowiedzeń. Wioletta Grzegorzewska odkryła swoje możliwości epickie, opisała przestrzeń egzystencjalną młodej dziewczyny, jej zmagania się ze sobą, możliwości i ograniczenia, odgłosy życia i śmierci.
– Dziwnie jest urządzony ten świat – odezwał się do mnie nagle, gdy pekaes skręcił na Pułaskiego. – Nawet nie zdążyłem się obejrzeć, już nazywają mnie starym, a przecież w środku jestem jak te guguły.
Wydawca: Wydawnictwo Czarne 2014
W nowym "domu" ciepłe wrażenie, myślę sobie, gdzie tu usiąść?...chciałabym pozostać na dłużej. Jak tak będziesz pisać o książkach...to ja chyba wszystkie przeczytam. <3
OdpowiedzUsuńI o to chodzi :)
Usuńno to sobie czytam:)
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńboże, uwielbiam tę książkę! :)
OdpowiedzUsuńwchodzi w człowieka i żyje :)
UsuńCzytałam a nawet widziałam sztukę. Świetna! :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, jesteś szczęściarą :)
Usuń