Romana Honeta nie znam, nie wiem, kim jest. Odmówił, kiedy zaprosiłam go do projektu "3 ulubione wiersze". Lubię jego książki, kupuję i trzymam blisko. Tak blisko, jak się da. Jego poezja jest we mnie od dawna. Wsłuchuję się w ten oddech, intymny zapis żniwiarza.
to przedwieczorne ogniska, anyżkowe
cząsteczki w oddechach kobiet. to wsłuchiwanie się
w szelest autostrad powleczonych przejrzystą
siateczką świateł
I kiedy staję w cieniu bezdroży, przypominam sobie jak otacza mnie próżnia. Honet przywraca pamięć, smak.
życie. chciałbym mieć ciche jak zbiegły esesman
i umrzeć nagle w porze miodobrania,
oczu przymkniętych w szepcie:
nie obawiaj się. nic nie było przez ciebie
oprócz zapomnienia,
Życie wypełnione, a jednak odnoszące się do wszystkiego, co najdroższe. Mogłabym przepłynąć w pław te wszystkie kadry. Dlatego podsuwam pod nos zapach pól, burzy, wypalanych traw. Są jak wyrzuty sumienia z dzieciństwa. Poprzedniego wieczoru obchodziłam stadion w Dublinie i zastanawiałam, jak zmienia się biegający chłopiec, jak wiele zapamiętał z życia. Z czego zakpił. Ile razy wyprowadzano go i było słychać okrzyki radości. Ile zjadł trawy, nałykał się śniegu. Ile zapamiętał z poprzedniego wieczoru.
co trzeba - jest powtarzalny, spala się
i boli. to było jedenaście lat temu,
w styczniu - tak przypomina się daty,
rocznice zasypane lawiną mosiężnych
iskier - tak przeważnie wygląda
początek.
Dzieciństwo. Przechwalanie się i błyszczenie przed innymi. Głupie żarty i trauma wspomnień. Mam paskudną pamięć, idealnie brzydką i nieśmiertelną. Przez pamiętniki zawsze przechodzi mi ochota na sen. Honet nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że przypieka emocje na małym ogniu.
była noc kochania, niejedna. bażanty
jak latające tarcze z grafitu i złota,
i zastyganie wody, żeby zachować ból
jak myśl o rzeczach, bo takie błahe
były i potrzebne.
Później jest intymnie. Więc wstaję z łóżka i szuram do kuchni po kawę. Zamiatam pióra, wymiatam śnieg. I specyficzny smak na podniebieniu. Śmierć należy do poety, do mnie odgłosy rozmów. Przeniesienie potrzeb, przerzucanie przymiotników, jakbym chociaż trochę sprzeczała się o pytania i odpowiedzi. W końcu poezja, to wyprowadzanie na prostą, to ulga, dzięki której nie trafiamy do poczekalni w izbie przyjęć szpitala psychiatrycznego.
nawet bieg krwi przeciwko
sobie. moc osobistej rzeźni. w niej moi
najdrożsi, istoty uniesione w zagięciu błyskawicy,
przemiany. odgłosy dawno zapomnianych rozmów,
z dawno zamkniętych okien pozdrowienie
Czuję na sobie strumień zimnej wody. Nie mogę złapać powietrza. W myślach rzucam grochem o ścianę. Kłócę się ze sobą, obracam na pięcie. Chodzę tu i tam. Przyglądam się owadom, zwierzętom, kręgom na wodzie. Pamiętam plenery, na których leniłam się jak mops. Wodziłam oczami za nieznajomymi. Wymyślałam miłostki i marzyłam o tajemnicy, o radości. Bardzo lubię miękkie materiały. Wyobrażam sobie jak zostały utkane, docieram do lnu przed poetą. Zanurzam się w oparach lata.
naciska powietrze,
a ono odpowiada cichym otuleniem: szeptu, kształtu
i czasu, bo wszystko jest znowu
w energii, jest w mocy życia - posiada żar
i prędkość, miota się, upływa.
W poezji najbardziej cenię wypełnienie, które się ze mną nie ściga. Nie jest wielkoludem. Wiersz, przy którym odpoczywam i nie cierpię, bo wiem, że nie tylko ja bywam nieprzytomna z bólu.
ty masz wciąż jeszcze rozchylone wargi,
tam, na ciemnym polu, gdzie w trawie
leżały wtedy słodycze i prezent, pająk
snuł sieć - świetlisty odpoczynek
dla motyli pośmiertnych, ptaków
strąconych do krwi, bo aby żyć,
należało pochłaniać ptaki i ciastka,
a dni płynęły szybko, nieprzytomnie
Idę najszybciej jak potrafię. Nie oglądam się za siebie. Nie przyglądam się cieniom, lampie. Nie udeptuję nogawek, pięt w butach. Dorosłe życie mnie nie nudzi. Tak żyję. Niespodziewanie i pogodnie. Najbardziej lubię rozdział o milczeniu. Zmiatam okruszki z podłogi, przyglądam się jak wysychają krople wody. Dotykam pociągnięcia pędzli. Udaję, że mnie nie ma w domu, że jeszcze nie wróciłam z wakacji. Tak naprawdę, to zatrzymał mnie sen. Martwa noc, albo blask monitora. Czy cisza potrafi powstrzymać od myślenia?
do krwi. martwe łączy się z martwym
i wszystko jest tak samo, jak nigdy
nie było. ta neonowa
noc. ten żal w utracie
i moja dawna ukochana, dokoła
niej - tak ciche jakby parowało - dziecko
wlokące baśń. o śmierci. niezwykłej.
O utracie dowiedziałam się dość wcześnie. Za wcześnie. Ponieważ on opowiada, a ja słucham, milczę. Bronię się przed rozmową, przed wpadaniem z niezapowiedzianą wizytą. Tym razem wzruszenia zmieniają się w zależności od tego, czyj jest pogrzeb, albo ile utrapień zarżnęłam we śnie. Pokochałam detale, kamienie, zwierzęta, które chodzą przy nodze. Do szaleństwa, tak naprawdę, to skoczyłam bardzo głęboko, tylko dlatego, żeby przekonać się ile imion może mieć umarły i jak pachną dalie. Dokąd odchodzą wszystkie rzeczy, w których mnie nie ma.
niech tak zostanie.
niech nadal śnią mi się przyjaciele,
znajomi przyłapani w utraconym dniu,
ich głowy - kule wypełnione puchem, klejnot
z dymiącą wodą - oto ich basen,
kadź o zapachu chloru i błękitu.
bywają takie sny,
takie widoki, kiedy z odległych miejsc,
z ust niewidzialnych od dawna osób
wysypuje się żużel, wilgotny pył,
jakby pragnęły cię opluć albo oddalić,
a one właśnie wołają - zostań, zostań
Autor: Roman Honet, Baw się
Wydawca: Biuro Literackie, 2008
Książkę można kupić w księgarni wydawcy za jedyne 7 zł
polecam